43. Poczekać na siebie, czyli o rozluźnianiu pętli strachu

- Jestem tchórzem. – powiedziałam łamiącym się głosem. Miałam mokre dłonie. Serce mi kołatało. Oddychałam szybko i płytko. Od kilku dni nie mogłam spać ani jeść. W brzuchu wciąż czułam rewolucję, a w całym ciele - drżenie.
- Wiesz, jeżeli kobieta, która sama wyrusza na Camino, mówi mi, że jest tchórzem, to ja w ogóle w to nie wierzę. – odrzekła Ania, przyglądając mi się uważnie. - Myślę, że intuicja podpowiada nam, co robić. Jeśli czuję, że moje ciało coś odrzuca, to idę za tym głosem.
- Tak, rozumiem. Ale ty masz za sobą trochę inne życie. Mniej lękowe otoczenie. A ja wychowałam się w domu pełnym lęku (który pewnie miał swoje wojenne korzenie, ale to nie zmienia faktu, że był i to jako zjawisko codzienne), a potem przeżyłam dwadzieścia lat z neurotykiem. Dość obciążająca przeszłość. Dlatego trudno mi odróżnić intuicję od lęku.


Nie poleciałam do Ankary. Na projekt, jako tłumaczka. Nie poleciałam, bo sparaliżował mnie lęk. Zalały mnie tragiczne myśli. Nie mogłam się od nich uwolnić. Choć próbowałam. Ale to przynosiło odwrotny efekt. Napięcie stawało się coraz większe. Nie byłam w stanie myśleć. W wieczór poprzedzający wyjazd, miałam atak paniki. Nie byłam w stanie nawet się ruszyć.


Lęk najczęściej nie zależy od sytuacji zewnętrznej. Rośnie w czyjejś głowie, rozrasta się, przekraczając granice absurdu. Jest przerażający. Powoduje niepokój i strach, irytację, niecierpliwość, roztargnienie, smutek, niepewność i problemy z koncentracją. Spłyca oddech. Przyspiesza bicie serca. Wywołuje mdłości, zawroty głowy, pocenie się, drżenie rąk, bóle głowy, mięśni i brzucha, biegunki. Z tym jeszcze można by jakoś żyć.  Ale, gdy poczucie zagrożenia, uczucie bycia na krawędzi, doprowadza do ataków paniki, tego już opanować się nie da.


A przecież bardzo chciałam jechać. To miało być moje oswajanie Azji. Taki pierwszy krok w tamtą stronę. Bo Azji chyba boję się najbardziej. No, może Afryki też? Obcość tych kultur, zwłaszcza złe traktowanie kobiet, mocno mnie odstrasza.
(-Czy w Polsce kobiety są zabijane przez swoich mężów i kochanków w ramach zemsty? –zapytał Luca, pewnego pięknego wieczora we Florencji.
- Nic o tym nie wiem. Ale dlaczego miałoby tak się dziać? – zapytałam, przyglądając mu się z niedowierzaniem.
– We Włoszech to nagminne. Ginie w ten sposób niemały odsetek kobiet. Każdego dnia. – odparł, a ja odsunęłam się na bezpieczną odległość. Moja cywilizowana, prawa i przewidywalna Europa powoli okazywała się złudzeniem.)


Przed wyjazdem przez miesiąc byłam chora. Walczyłam z grypą i powikłaniami. Mimo choroby wzięłam tylko kilka dni zwolnienia. Byłam więc przemęczona i osłabiona. Taki stan odbiera także siły psychiczne. Uniemożliwia podejmowanie trudnych decyzji. Zwłaszcza, jeśli towarzyszy mu chaos informacyjny.

Sytuacja zewnętrzna nie była łatwa. Cztery dni wcześniej w Ankarze był kolejny zamach bombowy. A w dniu, kiedy wycofałam swój udział w projekcie, Niemcy zamknęli ambasadę i szkoły, ponieważ pojawiały się groźby, że w najbliższych dniach będą następne zamachy w związku z kurdyjskim Nowym Rokiem. Nie rozumiem, dlaczego w tych warunkach nie odwołano projektu. Decyzja o udziale spadła zatem na barki uczestników. Macedończycy i Włosi zrezygnowali.


- Jak sądzisz, czego najczęściej się boimy? – spytałam Fatimę, w hostelowym ogrodzie w Barcelonie. Była Portugalką o ciemnych włosach i orzechowych oczach, które opowiadały jakąś smutną historię, nawet gdy się uśmiechała.
- Myślę, że boimy się bólu. Pewnie śmierci też, ale bólu najbardziej.  I …. nieznanego. Bo nie wiadomo, czego się po nim spodziewać.
- A co zrobić z tym lękiem? Masz jakiś pomysł? Jakąś interpretację?
- Lęk jest tropem. Wskazówką, za którą warto podążać. Odnaleźć to, co nas przeraża. Bardzo często są to jakieś zdarzenia z dzieciństwa. Odnaleźć i spróbować je rozpracować, zrozumieć, naprawić szkody, wyleczyć urazy.


Zatem czego się boję? Jakieś tropy w stronę dzieciństwa? A może jakieś blokujące myśli w mojej głowie? Tych jest sporo. Pozbierane z całego życia, czekają tylko na okazję, żeby dać o sobie znać.
- A może lepiej zostań w domu, nie jedź? Tam będzie tyle ludzi (albo : będzie was mało i do tego w lesie). Może być niebezpiecznie. Możesz zginąć. Może być wypadek. A jeśli zabłądzisz? A jeśli ktoś cię napadnie? Samolot może się rozbić. Może być zamach. A jeśli tam będą terroryści? Chcesz zostawić dzieci? Kto im pomoże? To nieodpowiedzialne! A jeśli wrócisz jako kaleka? Kto się tobą będzie zajmował? Twoja rozrywka, a potem czyjaś udręka.

Kiedy pierwszy raz szliśmy przez Camino dostawałam rozpaczliwe sms-y, że w okolicach Santiago są pożary. Gdy wybierałam się na Via Podiensis, turystkę w tym rejonie zaatakowały dzikie koty i zmarła w szpitalu. Kiedy szłam z uczniami w Bieszczady, otrzymałam ostrzeżenie o grasującym niedźwiedziu. A gdy z grupą młodzieży z rodziny jechałam w Karkonosze, komunikat brzmiał: „Pogoda jest nieodpowiednia – deszcz, ślisko i mgła.” Zazwyczaj były też słowa towarzyszące: „Bądź rozsądna! Zawróć/cie!”

Mam już na to sposób, nie informuję moich rodziców o planach podróży. Ale myliłby się ktoś, kto by sądził, że problem został rozwiązany. W mojej głowie wciąż dźwięczą ostrzegawcze i złowróżbne głosy, którym muszę stawiać opór.


Co jednak zrobić, jeśli sytuacja na zewnątrz jest rzeczywiście niebezpieczna? Kiedy istnieje realne zagrożenie atakiem terrorystycznym. Czy wtedy także lęk jest nieuzasadniony? Czy należy jechać, mimo strachu? Czy też wyjazd jest wówczas brakiem zdrowego rozsądku i odpowiedzialności? Nie wiem. Nie umiem dyskutować z lękiem. Tak, jak nie potrafię dyskutować z tymi, którzy go lekceważą.

Jeśli z odległości tysiąca pięciuset kilometrów od miejsca, gdzie wybuchają bomby, nie da się stwierdzić, czy zagrożenie jest realne czy też wyimaginowane, to trzeba mieć zaufanie do organizatorów. Ale tego, niestety, nie mam. W świecie, w którym czyjaś śmierć albo kalectwo są warte tyle, ile polisa ubezpieczeniowa od takich wypadków, nie mam zaufania do organizatorów. Nie mam zaufania zwłaszcza do dużych organizacji,  bo już dawno się przekonałam, że nikt nie jest tam odpowiedzialny osobiście. A odpowiedzialności zbiorowej nie traktuję poważnie. Ona po prostu nie istnieje.


- Czasem doświadczenia są zbyt trudne, wybory zbyt obciążające. Jak wtedy postąpić? – zapytałam Łukasza. Był moim przyjacielem od lat i  często podejmowaliśmy trudne tematy. Szliśmy Świętym Marcinem w stronę poznańskich Jeżyc. - Powiadają, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Ale, sama nie wiem….
- Raczej tak nie jest. – odpowiedział i przez chwilę przyglądał się odnowionemu zamkowi, jakby widział go po raz pierwszy. Błądził wzrokiem od okna do okna, od wieży do wieży. Nie mogłam zrozumieć, co go tak zaintrygowało. Po chwili spojrzał na mnie, podrapał się po swojej szpakowatej brodzie i dodał: - Czasem nie zabije, ale może nas poranić. Bywa, że głęboko, dotkliwie. Leczenie takich ran, to potem robota na długie lata.  – popatrzył na mnie ciepło i ciągnął dalej: - Myślę, że trzeba być wobec siebie troskliwym. Działać oszczędzająco. Wybierać, które wyzwania damy radę podjąć, a z których lepiej zrezygnować. Żeby się nie osłabiać. Bo to nikomu nie służy.


Świat dookoła serwuje nam coraz więcej sytuacji ryzykownych. Są coraz bliżej. Niezależne od nas. Nieprzewidywalne. Bezdyskusyjne. Zatrważające. Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Jak czuć się bezpiecznie we własnym życiu? Zasypiać spokojnie we własnym łóżku? Wychodzić do sklepu i do pracy? Żegnając się rano z dziećmi, mieć nadzieję, że wieczorem się spotkamy? Odpoczywać i bawić się radośnie? Wyjeżdżać czasem na wakacje i wierzyć, że świat wciąż jest bezpiecznym miejscem, pełnym życzliwych ludzi? Jak zachować najważniejsze wartości w głębi serca? Jak nie zwątpić w ich istnienie?


- Co można z tym wszystkim zrobić?  – zapytałam Justynę. Spacerowałyśmy nad Wisłą. Poprosiłam ją o chwilę rozmowy, bo nie mogłam sobie poradzić z wydarzeniami, które mnie przygniotły.
- Jeżeli nie chcesz się bać, - odpowiedziała powoli Justyna, patrząc na mnie spokojnie i przyjaźnie, jakby chciała spojrzeniem odnaleźć we mnie miejsce na to, co chciała mi przekazać – to nie twórz wyobrażeń, które będą cię straszyć. One działają podobnie jak pętla. Zacieśniają się wokół ciebie. Rozluźniaj tę pętlę. Zmień schematy myślowe. – urwała na moment, jakby szukając właściwych słów. Popatrzyła na rzekę, która leniwie płynęła w swoją stronę. Potem wróciła do mnie spojrzeniem i dodała: - Dopóki myślisz, że świat jest dobry, to funkcjonujesz w nim, jakby był dobry. I przyciągasz dobro. Czyż nie takie jest twoje doświadczenie?
- Tak, to prawda. Dobro przyciąga dobro. – odparłam, a przed oczami pojawiły mi się twarze ludzi spotkanych na Camino i wielu z tych, których spotykam na co dzień. Uśmiechnęłam się do nich wszystkich i zrobiło mi się ciepło na sercu. Ale po chwili przyszło mi do głowy, że jednak bywa gdzieś inaczej, więc zapytałam: - Skąd zatem bierze się zło? Czy tylko źli ludzie go doświadczają? Życie pokazuje, że nie tylko. To budzi lęk.
- Więc zaakceptuj, że on jest. Nie walcz z nim. Ale nie pozwól mu się rozrastać. Niech cię nie zdominuje. – zamilkła i rozejrzała się dookoła. Spokojnym krokiem podeszła do dębu. Pogładziła jego korę. Potem objęła drzewo i przez chwilę stała w bezruchu z zamkniętymi oczami. Gdy je otworzyła, wiedziałam, że znalazła jakąś ważną myśl. - Okej, gdzieś jest zło. Obserwuj spokojnie jego przypadki. Ale się w nich nie pogrążaj. Pozostawaj w bezpiecznym dystansie. Tym, w co warto wchodzić głęboko, jest kontakt z dobrem. Przez poznawanie wielu dobrych ludzi, powiększasz krąg dobra. Poszerzasz swoją strefę bezpieczeństwa. I o to chodzi. Lęk nie ma u ciebie szans.
- Hm, wciąż ją poszerzam. A jednak tym razem lęk mnie pokonał.
- To się może zdarzyć. Zaakceptuj także i to. Że nie jesteś niepokonana. Że się boisz. Że możesz zawieść, ulec, załamać się. Że jesteś kłębowiskiem emocji. Taka jest prawda o człowieku.
Usiadłyśmy na ławce. Słońce powoli zachodziło. Po rzece płynął tramwaj wodny w stronę Tyńca. Pasażerowie prowadzili wesołą rozmowę. Ich głośny śmiech niósł się po wodzie.
- Poszukaj takiego miejsce w życiu, gdzie możesz się wyciszyć. - ciągnęła Justyna - I tam poczekaj na siebie. Nie ponaglaj. Nie irytuj się, że jeszcze nie jesteś na coś gotowa. Poczekaj na odpowiedź. Ona przyjdzie ze środka. Tylko tam ją znajdziesz. I tylko w spotkaniu z samą sobą możesz oswoić strach.



Komentarze

Popularne posty