21. Are you homesick? czyli o tęsknocie

- Are you homesick? – zapytał Sergio, portugalski wykładowca z Uniwersytetu w Glasgow, patrząc na Jessicę, Amerykankę o portugalskich korzeniach. Prowadziliśmy naszą rozmowę  w schronisku w Rubiaes na Caminho Português. I każde z nas w jakimś sensie było daleko od domu.


Tęsknota za domem, za tym, co swojskie, znajome, bezpieczne … Pojawia się nieoczekiwanie. Przychodzi do mnie w chwilach zmęczenia, smutku, poczucia niezrozumienia, zagubienia. Nagle, jakby dla dodania otuchy, pośrodku samotnej wędrówki przez spaloną słońcem mesetę albo w ogromnej sali, gdzie dookoła śpi kilkudziesięciu pielgrzymów, mój umysł przywołuje obrazy domowe, wspomnienia miejsc dawno oswojonych, chwil dających oparcie. Pojawiają się w nim klatki z filmu rodzinnego. Ciepłe spojrzenie starych oczu. Z troską wypowiedziane słowa „dbaj o siebie”. Stół w pomarańczowym pokoju. Portret ślubny na ścianie. Stary kredens w babcinej kuchni. Dotyk dłoni splatających moje warkocze. Smak zupy owocowej z lanym ciastem. Czerwone pelargonie w skrzynce na balkonie. Zapach szarlotki. Ciepło kociego dotyku. Aniołki z masy solnej lepione z dziećmi przed świętami. Trasa rowerowa wokół jeziora. Dziecięce okrzyki radości. Wspólne śpiewanie kolęd. Rechot żab nad stawem. Smak raków. Nocleg w wagonie na bocznicy i na sianie w stodole. Tatrzańskie wiosenne kwiaty. Dedykacja „dla najlepszej Mamy, jaką mogłam mieć. Dziękuję Ci, że zawsze jesteś przy mnie.”… Pamięć nie dba o chronologię. Czasem zdarzenia sprzed prawie pół wieku są tak samo żywe, jak te sprzed roku.


Bywa, że tęsknota zjawia się także pośród chwil wypełnionych radością. Drzemie podskórnie, w każdym momencie gotowa wychynąć zza rąbka skojarzeń. Gdy roześmiane twarze nowych przyjaciół, przypominają mi o tych, pozostawionych daleko. Gdy wyrazisty smak świeżego toskańskiego wina przenosi myśl do wiejskiego ogrodu w Beskidach, gdzie rosną winorośle. Gdy na bazarze nad Tagiem kupuję portugalskie fartuszki (by je potem nieść przez całą trasę i delikatnie układać co rano w plecaku między śpiworem a bielizną),  bo przecież nie można wrócić do Polski z pustymi rękami.


Tęsknota sprawia, że doceniam wartość tego, co nieobecne. Ale równocześnie pogłębia dysonans pomiędzy mną a otoczeniem. To trudne doświadczenie, jeśli przez długi czas przydarza się czuć odmieńcem, dziwakiem, outsiderem. Niezależnie od tego, czy jest to kwestia języka, obyczajów czy mentalności.


Tęskniłam za południem, gdy mieszkałam na północy Polski. Nie umiałam przywyknąć. Do wilgotnego, zimnego wiatru, który sprawiał, że dwa stopnie poniżej zera były temperaturą trudną do wytrzymania. Do braku Rynku jako najważniejszego miejsca w mieście. Do pustych ulic w letnie wieczory. Do tego, że nie było Wisły. Do wychwalania poprawności tamtejszej odmiany języka polskiego, pełnej wszakże zaskakujących zjawisk językowych, np. wszechobecnego akcentu w czasownikach czasu przeszłego, na przedostatnią sylabę (widzieliśmy, zrobiliśmy, poszliśmy). Do wyśmiewania „wychodzenia na pole” i niezrozumiałego poczucia wyższości z powodu „wyjścia na dwór”. Do tego, że wciąż nie byłam u siebie. Do tego, że istotne zasady zawodowe, których mnie nauczono na studiach nie były tam honorowane, bo liczyły się tylko lokalne autorytety. Do pewnej zaściankowości, zamknięcia na to, co nowe i obce. Do niechęci wobec zmian, bo zawsze są związane z wysiłkiem i brakiem stuprocentowej pewności. Tęskniłam za tym, żeby wrócić i znów być u siebie. Z każdym rokiem coraz bardziej.


Są jeszcze inne tęsknoty. Za kimś, kogo już nie ma. Kogo się kocha, choć jest daleko. Za kimś, kto nie miał odwagi na wspólną drogę. To boli. Ale życie wciąż toczy się dalej.


Tęsknota za tym, co było. Daje poczucie zakorzenienia, przynależności, czasem też bezpieczeństwa. Pozwala zrozumieć siebie. Pomaga tworzyć więzi. Jest związana z tym, co już się wydarzyło. Z przeszłością.


Ale istnieje jeszcze inna tęsknota, która dotyczy tego, co może się dopiero wydarzyć. Chyba najważniejsza ze wszystkich. Tęsknota za lepszym sobą. Za tym, żeby życie było piękne, porywające, głębokie. Żeby było czymś więcej niż tylko spokój, bezpieczeństwo, stabilizacja. Żeby było czymś więcej niż tylko zarabianiem na rachunki. Żeby było pasją. Żeby zapierało dech w piersiach, podnosiło ciśnienie, doprowadzało krew do wrzenia. Ta tęsknota drzemie głęboko, na dnie serca. Czasem tylko szepcze, a czasem krzyczy, żeby ją usłyszeć. Żeby zacząć żyć w zgodzie z sobą. Realizować marzenia. Odważyć się nie tylko je mieć. Nawet, jeśli to oznacza po drodze wiele błędów, niepowodzeń i rozczarowań. Bo marzenia są tego warte.


To także tęsknota za głębokimi relacjami. Bo na płytkie, nieszczere, byle jakie po prostu szkoda czasu. Więc, jeśli przyjaźń, to taka, żeby góry przenosić. A, jeśli miłość, to taka, żeby lód topniał dookoła. I nawet, jeśli to bardzo trudne, jeśli przyjdzie o takie relacje zabiegać przez całe życie, to i tak z pewnością warto.

Komentarze

Popularne posty