3. Camino, czyli o poszukiwaniach samej siebie

Camino. U ludzi, którzy je przeszli, już sam dźwięk tego słowa wywołuje dreszcz emocji. A przecież to tylko droga. Tak, ale jaka! Znam ludzi, wcale zresztą nie młodych, którzy co roku na wiosnę wyruszają na Camino – ze Śląska do Santiago, na rowerach albo pieszo (około trzy i pół tysiąca kilometrów). A po powrocie, przez całą zimę marzą o kolejnej drodze. 

Bo Camino wciąga, uzależnia, staje się sposobem na życie, narzuca pewien sposób myślenia, którego nie można się pozbyć. Po prostu zaczynasz lubić drogę. Nie przeszkadzają ci trudności ani zmęczenie, bo wiesz, że są jej częścią. Idziesz samotnie i lubisz to. Ale z radością przyjmujesz także fakt, że ktoś chce przejść z tobą jakiś odcinek drogi.

A najważniejsze: uczysz się odkrywać w ludziach to, co najcenniejsze, pozostając z nimi przez tę krótką chwilę. Łapiesz tę chwilę zachłannie i wysysasz z niej wszystko, co się da. Taka przyjaźń w pigułce. To się może zdarzyć, jeśli każde z Was zaoferuje to, co w nim najlepsze. A Caminowicze to potrafią. Posiedli tę umiejętność koncentracji na przeżywanej chwili. Tylko tu i teraz. Bez przedtem i potem. Bo potem każde z was idzie dalej, swoją drogą, we własnym rytmie. I nie martwi cię, że znajomość była tak krótka, bo wniosła do twojego życia akurat tyle radości i ciepła, ile było potrzebne na już. Na potem nie odkładasz niczego, bo nie wiadomo, czy i jakie będzie potem.

Camino uczy zaufania. Do ludzi, do świata, do Drogi. Uczy pewności, że cokolwiek się stanie, będzie dobrze. Że nie ma dróg złych, są tylko czasem bardziej okrężne. Że nie musisz żałować swoich wyborów, które poprowadziły cię okrężną drogą. Bywa, że jest to jedyny sposób, żeby pokazać ci coś, co stało na uboczu. Że nie musisz znać całej trasy, żeby dojść. Że czasem nawet nie musisz widzieć znaków, żeby dotrzeć do celu. Wystarczy zaufać Drodze.
Camino uczy wsłuchiwania się w siebie, we własną intuicję. Bo intuicja jest jak odgłosy natury. Łatwo ją zagłuszyć, bo jest cicha jak szelest liści, szemranie deszczu czy świerszczy granie. Ale, jeśli się w nią wsłuchasz, opowie ci o sprawach, które są w tobie najważniejsze. I które warto o sobie wiedzieć. Żeby się polubić. Być dla siebie dobrym. Zaopiekować się sobą.

Potrzebowałam tej wiedzy o sobie jak powietrza, bo, po latach trudnych relacji, po niszczących rozstaniach, odnajdowałam czasem siebie bezradnie szukającą odpowiedzi na pytania podstawowe. Zdarzało mi się krążyć po sklepie, powtarzając jak mantrę pytanie „Co ja właściwie lubię jeść?”. Albo przestępować z nogi na nogę przed półką z farbami z obłędną myślą „Jakiż to kolor lubię na ścianach?”. Potem pojawiały się pytania o moje ulubione zajęcia, hobby, relaks, marzenia, pragnienia, … Takie całkiem podstawowe pytania, które zadają sobie nastolatki. Ale ja nie wiedziałam, co na nie odpowiedzieć.

Poszłam na Camino, żeby odnaleźć siebie. Żeby posłuchać ciszy i zrozumieć, że jest to moja ulubiona muzyka (po latach spędzonych w świecie Głuchych - cichym, choć niezwykle bogatym wizualnie, nawet mnie to jakoś strasznie nie dziwi). Żeby zrozumieć, że spłowiałe barwy lata grają mi w duszy od dawna. Żeby poczuć, że prostota to mój ulubiony sposób na życie. Żeby uwierzyć, że to, co jest we mnie, ma swoją niepowtarzalną wartość, którą należy chronić. Żeby odczytać z ludzkich twarzy zachwyt nad tym, co właśnie w sobie odkrywam. Bo ludzie są jak lustra, w których odbija się nasza dusza. A Amigos del Camino bywają w tej roli nieocenieni.






Komentarze

Popularne posty