11. Skąd jesteś? czyli o polskiej egzotyczności

- Where are you from?
- I’m from Poland.
- Holland?
- No, Poland. Do you know where is Poland?
Nie wszyscy wiedzieli. Niektórzy umieszczali Polskę gdzieś w pobliżu Rumunii. Ktoś pytał, czy stolicą Polski jest Sofia, bo wiedział, że to piękne miasto. Francuzi byli pewni, że nie mają z nami wspólnej granicy, ale Włosi i Hiszpanie o tę granicę czasem wypytywali. Wielu, patrząc na mapę dziwiło się, że Polska to taki duży kraj.

Spotykałam na Camino pielgrzymów z wielu krajów Europy (z Hiszpanii, Portugalii, Francji, Niemiec, Włoch, Belgii, Szwajcarii, Słowacji, Holandii, Wielkiej Brytanii) , z Kanady, USA i Australii. Każdy z nich miał inne wyobrażenie o świecie,  Polsce i Polakach.

Często pytali, jacy jesteśmy. Czy jesteśmy konserwatywni? Religijni? Tolerancyjni? Pytali, jak traktujemy nasze rodziny. Co nas martwi w życiu społecznym? Co sądzimy o naszych politykach? Czy identyfikujemy się z ich wypowiedziami? Pytali o nasze zwyczaje, o kulturę, o sprawy dla nas ważne.

Ale większość rozmów dotyczyła spraw prywatnych i mnie samej. Pytali o mnie, a potem próbowali to uogólniać, wyciągać wnioski, dotyczące całej polskiej społeczności. Cóż, skłonność do tworzenia szufladek jest bardzo ludzka. Pewnie robię to samo. Choć to absurdalne. 

Pewnego dnia, będąc we Francji, dotarłam do schroniska w Golinhac, w górach. Weszłam do pokoju. Mówiąc „bonsoir”, obrzuciłam pobieżnym spojrzeniem osoby obecne w pokoju. Sami mężczyźni. Usiadłam na łóżku i wyjmowałam rzeczy z plecaka. Mężczyźni rozmawiali o czymś po francusku. Czułam na sobie ich spojrzenia. Pomyślałam, że chyba pomyliłam pokoje.
– Przepraszam, czy to jest męski pokój? - zapytałam po angielsku - Na tablicy było moje imię, ale może to pomyłka?
– Nie, pokój jest dla wszystkich. Dlaczego pytasz? Boisz się?
– Nie boję się…. A powinnam? – tu zrobiłam znaczącą pauzę i spojrzałam pytającym wzrokiem w osiem par oczu. – Jestem tylko trochę zakłopotana.
– Zakłopotana? ... Nie martw się, za chwilę przyjdzie Marie, to będzie was dwie.

Przyszła pora na prezentację nowych znajomych. Okazało się, że trenują hiking i wybrali tę trasę, bo jest wyjątkowo piękna. Mijaliśmy się od paru dni, więc już mnie znali. Ale byli zaintrygowani, że idę sama. Tu nastąpiło tradycyjne pytanie skąd jestem, a po nim zdziwienie, że z Polski a nie z Holandii. Pytali, czym się zajmuję (odpowiedź, że uczę polskiego języka migowego i języka polskiego jako obcego zawsze wprawia rozmówców w pewne zdumienie, bo nie spotykają się z tymi zagadnieniami zbyt często) i iloma językami się posługuję. I byli zdziwieni. Wyraźnie to, co usłyszeli i zobaczyli burzyło jakieś ich stereotypy. Ale zwłaszcza jeden komentarz szczerze mnie rozbawił:
- Wiedziałem, że na tej trasie idzie dziewczyna z Polski, ale nie spodziewałem się, że to jesteś ty.
(Hm, „dziewczyna z Polski” – usłyszeć coś takiego, gdy się jest w mocno średnim wieku – bezcenne! A co do reszty, pewnie mogłam ją również odebrać jako komplement. Bo tak zabrzmiała – z podziwem. Ale jakaś patriotyczna część mojej duszy jęknęła z żalu, więc nie dałam za wygraną.)
– Powiedz mi, proszę, jakie było twoje wyobrażenie o polskiej kobiecie, że ja do niego nie pasuję? Jestem za mała? za duża? zbyt brzydka? zbyt ładna? za mało bystra? czy za bardzo? -
Niestety, nie dowiedziałam się. Odpowiedź pewnie nie świadczyłaby zbyt dobrze o moim rozmówcy, więc tylko pomruczał wymijająco.

Jest coś egzotycznego w jasnych włosach (dostrzegam to, odkąd mam takowe) i takimż spojrzeniu, co robi wrażenie na południowych mężczyznach. I jest coś przyjemnie ogrzewającego w sposobie, w jaki tę egzotykę doceniają. Zwłaszcza Portugalczycy byli w tej kwestii urzekający. Nieśmiało okazywali swoją rycerskość. Zupełnie inaczej niż Włosi, którzy radośnie obwieszczali: Stai bellissima! / Jesteś piękna! (Trzeba wyjechać daleko, żeby się tego dowiedzieć. I wrócić odmienioną.)
– Czy ty jesteś typową Polką? Czy wszystkie kobiety w Polsce są takie jak ty? – zapytał mnie pewien uroczy, włoski rowerzysta z nadzieją w głosie. Co prawda, lubię być niepowtarzalna (kto nie lubi?). Ale nie chciałam sprawiać mu zawodu, bo deklarował, że kocha kobiety, mocno podkreślając liczbę mnogą.
– W Polsce jest wiele pięknych i mądrych kobiet, jeśli to jest właśnie to, co we mnie doceniasz. – odpowiedziałam.

Narodowość to jedna z wielu kategorii, którymi się posługujemy. Pozwala na orientację w świecie, w jego ogromie, niepoliczalności. Polskość to coś, co dostałam w prezencie. Bez mojej woli. Niezasłużone. I niezawinione. Nie ze wszystkim się identyfikuję. Nie czuję się odpowiedzialna. Bo wiele spraw dzieje się poza mną. Ale wraz z upływem lat czuję się coraz bardziej pogodzona z tym, że jestem Polką. Coraz wyraźniej wyraźniej widzę pewne aspekty, które lubię i cenię. I takie, z których jestem dumna.

We Francji spotykałam Dauphine i jej rodzinę (męża i dwoje nastoletnich dzieci). Są Paryżanami. Mieszkańcy Paryża, pewnie jak wszyscy mieszkańcy stolic, są uważani i uważają się za szczególną grupę obywateli swojego kraju. Może to być stwierdzenie nieco ironiczne. Ale akurat w nich było coś sympatycznie szczególnego. Stanowili bardzo zgraną rodzinę. Szli wciąż wszyscy razem. Prowadzili radosne rozmowy. Śpiewali. Widać było, że lubią swoje towarzystwo. Ubierali się tak samo: w białe t-shirty i szare spodnie.
Dauphine opowiedziała mi kiedyś, że jej dzieci płakały, gdy dowiedziały się, że Polska została napadnięta przez Niemców w 1939 roku. Byłam zaskoczona. Aż tak emocjonalnej reakcji na wydarzenia sprzed ponad siedemdziesięciu lat, nie oczekuję nawet od własnych dzieci, choć ich rodzina mocno ucierpiała z powodu tamtej wojny. Dlatego tą  niezwykłą wrażliwością les Parisiens zupełnie zdobyli moje serce.

Gdy wędrowałyśmy z Michele, czasem dołączali do nas Cristina i Antoine, młode małżeństwo z Brukseli. Cristina jest urzędniczką unijną i tłumaczką (posługuje się biegle kilkoma językami). Antoine interesuje się kinematografią. Pisuje m.in. biografie reżyserów. Zna twórczość Wajdy, Skolimowskiego i Kieślowskiego. Wybierał się do łódzkiej szkoły filmowej, zafascynowany twórczością tego ostatniego. Prowadziliśmy ożywione rozmowy o kinie, filmach i reżyserach. Urzekł mnie swoją orientacją w polskich realiach i wielką atencją dla reżysera Dekalogu.

Belgowie byli częstym towarzystwem na moich trasach. Bardzo mili i uczynni ludzie, władający wieloma językami. Wśród nich nauczycielki – Dorothe i Cristine oraz Gilles – student komunikacji, który pisze książkę o Via Francigena (niestety, po flamandzku). Specjalnie w tym celu nauczył się włoskiego. Szedł już tą drogą dwa razy. Koniecznie chciał mieć zdjęcie ze mną, bo przypominam mu jego ciocię.

Gdy wyruszałam do Portugalii, bałam się, że nie dam rady, że nie będę przystawać do reszty, że może jestem zbyt prowincjonalna. Chyba też moja polskość trochę mi wtedy uwierała. Wcześniej nie podróżowałam zbyt wiele, więc moje wyobrażenia o świecie były dość stereotypowe. Szłam też z wieloma kompleksami. Ale stopniowo wyrzucałam je, jeden po drugim.
Dziś wiem, że nie mam specjalnych powodów do kompleksów. Jestem wykształcona, mówię w paru językach. Przez całe życie dużo pracuję. Radzę sobie z życiem, z podróżami, z kontaktami. Zrobiłam wszystko, co było możliwe, żeby być tym, kim jestem. Doceniam to, co osiągnęłam. Jestem sobą. I widzę, że autentyczność przekonuje ludzi najbardziej.




Komentarze

Popularne posty