Przejdź do głównej zawartości

Posty

Polecane

78. Santa Cilia, czyli o kobiecej przyjaźni

- Wczoraj   w górach była straszna mgła – zagaiłam przy śniadaniu do Alejandro, wyciskając odrobinę dżemu z foliowej torebki na przydziałową grzankę. - To nie była mgła. – odparł pośpiesznie towarzyszący mu Vincente, szeleszcząc rozpakowywanym z folii biszkoptem. - To chmury. - Szliśmy z głowami w chmurach? – zaśmiałam się, podchodząc do ekspresu do kawy – W życiu to się raczej dobrze nie kończy. - Może i nie - odparł z uśmiechem Alejandro, mieszając kawę z mlekiem i cukrem -   Ale czasem warto. Choćby przez chwilę. Jakoś tak łatwiej potem unieść to wszystko, co jest do uniesienia. Szłyśmy tego dnia z Brigitte. W milczeniu albo prowadząc spokojne rozmowy. Przystając, żeby zrobić zdjęcie albo napić się wody. Drogami i ścieżkami, po kamieniach i drewnianych stopniach, przez zagajniki i lasy, pośród złocistych łanów zbóż i zieleni porastającej zbocza gór. Aż do Jaca (Nie, nie czyta się tego jako „jaca”. Choć wielu Hiszpanów z dużym przekonaniem twierdzi, że w ich języku wszystko c

Najnowsze posty

77. We mgle przez Pireneje, czyli o hiszpańskich aniołach z Kraju Basków

76. Refuge de Ayous, czyli z zachwytu dla natury